Marynarka Wojenna wciąż jest nam potrzebna!
Ilekroć dzisiejszy Polak myśli o morzu â ma na myśli cud Gdyni, budzącą podziw pracę, jaką wykonaliśmy na polskim wybrzeżu. Ma na myśli port i ten krĂłciutki odcinek wybrzeża, jaki pozostał nam z tysiąckilometrowego władania Chrobrych i Batorych. Stare przyzwyczajenie sprawia, że mĂłwiąc czy pisząc o morzu â myślimy o brzegu, ba â gorzej: o skrawku brzegu; mĂłwiąc o porcie myślimy o nabrzeżach portowych i ładowaniu statkĂłw. Poza tym nasz stosunek do morza jest albo czysto uczuciowy, albo oparty tylko na bezpośrednim interesie handlowym. Ludzie, ktĂłrzy sprawy gospodarki morskiej pojmują trafnie, jako wyjście polskiego handlu w szeroki świat, należą jeszcze do rzadkości. Na morze patrzy się u nas wciąż jeszcze, jako na granicę wodną, zapominając, że nie jest ono przeszkodą ani barierą, ale przeciwnie â szerokim polem do działania i źrĂłdłem egzystencji całego narodu.Morza są gościńcem dziejĂłw, rynkiem, na ktĂłrym zdobywa się potęgę i dobrobyt. Bywają murem obronnym, mostem zgody, porozumienia, sąsiedzkiej wymiany. Są też niestety â dziś bardziej, niż kiedykolwiek â polem walki, na ktĂłrym rozstrzyga się spory o potęgę, bogactwo czy o panowanie. Kto panuje na morzu, panuje nad światem â twierdził jeszcze w XVI wieku Sir Walter Raleigh.Morza odgrywają rozstrzygającą rolę w życiu narodĂłw, stanowią o wielkich przesileniach politycznych i o losach państw. Szerokość dostępu do morza nie gra przy tym żadnej roli, byle dostęp taki był. Państwo mające dostęp do morza może odegrać wybitną rolę w życiu świata, państwo zaś nie mające dostępu do morza jest skazane na zależność od sąsiadĂłw. Państwo ktĂłre posiada dostęp do morza, lecz nie potrafi go odpowiednio zabezpieczyć, skazuje się na rolę drugorzędną, najczęściej zaś na nędzę lub niewolę.Zatem polska racja stanu nie mieści się na skrawku pomorskiego brzegu, ale obejmuje szeroko wszystkie części świata, dostępne lub potrzebne dla naszego rozwoju kulturalnego i gospodarczego. Znaczenie morza dla Polski spotęgowane jest ponadto poważnym stanem liczebnym naszego wychodźstwa zamorskiego, ktĂłre bez ścisłego związku z Macierzą będzie się wynaradawiało.Prowadzenie jakiejkolwiek polityki, choćby najbardziej pokojowej, wymaga zawsze odpowiedniego oparcia o poważanie państwa i narodu za granicą. Największe nawet państwo lądowe nie osiągnie tego poważania na zewnątrz, jeśli dla obrony swych interesĂłw gospodarczych i narodowościowych nie posiądzie odpowiednio silnej marynarki wojennej, torującej drogę banderze handlowej i gotowej upominać się o prawa obywateli. Marynarka wojenna, ten najbardziej widoczny czynnik niezawisłości państwa i sił żywotnych narodu, jest mocną nicią, łączącą wychodźstwo z macierzą i nie pozwalającą mu na wynaradawianie się.Tym się może tłumaczy fakt, iż nasi wychodźcy zamorscy są zwykle ogromnie upośledzeni w stosunku do obywateli kraju, ktĂłry zamieszkują. Są niezdolni do mobilnej i zyskownej pracy, a zmuszeni wieść życie ciężkie i dokuczliwe. Nieliczni, ktĂłrym udaje się osiągnąć lepsze warunki życiowe, szybko się wynaradawiają, bo wolą oprzeć się o państwo, ktĂłre jest bliżej, a co za tym idzie â może lepiej bronić interesĂłw swych obywateli.Wielką spoistość narodową i wypływający stąd dobrobyt AnglikĂłw i NiemcĂłw przebywających poza granicami ich krajĂłw spowodowała świadomość, że dzięki silnej marynarce wojennej (ktĂłrej okręty stale odbywały dalekie rejsy oceaniczne) ich majątek osobisty nie jest narażony na żadną szkodę, a łączność z krajami zapewniona. Korzystało na tym z jednej strony wychodźstwo, a z drugiej â kraj z narodem.Marynarka wojenna jednak nie jest przeznaczona wyłącznie do obrony dalekich kolonii, czy luźno rozsianego po świecie wychodźstwa. Jej pierwszym i najważniejszym zadaniem jest obrona szlakĂłw morskich, prowadzących do kraju. Przy tym jest wszystko jedno, czy szlaki te biorą początek w obcych krajach, czy we własnych koloniach. Najważniejsze jest to, aby szlaki te stały otworem, zapewniając narodowi swobodną łączność ze światem.Marynarka wojenna musi być dostatecznie silna, aby mogła wypełnić swe zadanie. W przeciwnym razie nie zapewni swobody żeglugi i na prĂłżno zginie. Natomiast tam, gdzie marynarka będzie silna, przez samo swoje istnienie stanie się hamulcem dla zakusĂłw wroga i gwarantką bezpieczeństwa. Dzięki niej będzie można nie tylko zwyciężyć w wojnie, ale i uzyskać pokĂłj w najkorzystniejszej formie. Bez odpowiedniej marynarki wojennej czeka nas chmurna przyszłość, niepewne jutro, a kto wie â może znĂłw klęska i niewola. Nie mamy wyboru.Wszystkie zwycięstwa wojsk Napoleona na lądzie zdały się na nic, bowiem na morzu panowała Anglia; jej flota zniszczyła flotę Cesarza FrancuzĂłw. Cała lądowa potęga carskiej Rosji nic nie wskĂłrała przeciw armii Japonii, bo to Japonia panowała na morzu i zniszczyła flotę cara. Cesarskie Niemcy, mimo zwycięstw ich armii lądowych â uległy, bo przewaga na morzach była po stronie przeciwnika, a one same nie potrafiły odpowiednio wykorzystać swej floty wojennej. Niemcy uciekli się do wojny korsarskiej, ktĂłra obrĂłciła przeciw nim cały świat. Trzeba wiedzieć, że sama wojna korsarska nigdy nie doprowadza do zwycięstwa, a jedynie rozwściecza przeciwnika. Eskadry liniowe tego ostatniego prędzej czy potem rozproszą lub zniszczą lekkie siły korsarskie, a kraj, ktĂłry sięgnie po taki środek, zapłaci z nawiązką za wyrządzone straty.W dzisiejszych czasach stawianie na tzw. „zagończykĂłw morskichâ to pewna przegrana. Tylko zorganizowana siła, flota wojenna, złożona z okrętĂłw wszelkich potrzebnych typĂłw i dostosowana liczebnie do potrzeb obrony kraju â może zapewnić bezpieczeństwo, swobodę żeglugi i ostateczne zwycięstwo.Stwierdziliśmy, że brak floty lub jej słabość powodowane są przez jedną z trzech przyczyn:1. pomyślny układ warunkĂłw politycznych (wyłączający na czas dłuższy możliwość wojny), bądź bezpośrednie sąsiedztwo potężnego sprzymierzeńca (przykłady: Belgia, Norwegia, Dania);2. słabość finansową;3. zaniedbanie i niezrozumienie spraw związanych z siłami morskimi państwa. Pierwsza z tych przyczyn nie wchodzi w naszym przypadku w rachubę. Nasze położenie geograficzne sprawia, że mamy sąsiadĂłw na ogĂłł usposobionych do nas nieprzychylnie. Dzięki umiejętnej i pełnej mądrości polityce organĂłw kierujących państwem udało się nam zażegnać bezpośrednie niebezpieczeństwo, nie znaczy to jednak, byśmy mieli zaniechać spraw naszej potęgi na morzu. Kto pragnie długotrwałego pokoju, ten musi być gotĂłw na wypadek wojny. Powinien być po temu wykorzystany okres pokoju, bo potem będzie za pĂłźno.Nie posiadamy też bliskich sprzymierzeńcĂłw, dysponujących potęgą morską, zresztą wojen nie wygrywa się cudzymi rękami. W 1651 roku cała flota sojuszniczej Holandii nie potrafiła przyjść Polsce z pomocą i odsunąć od niej groźbę szwedzkiego najazdu.RĂłwnież drugą przyczynę musimy odrzucić. Nie jesteśmy za biedni na stworzenie odpowiednio dla naszych potrzeb silnej marynarki wojennej. Stworzenie jej nie jest zadaniem ponad siły 33-milionowego narodu, ktĂłrego obywatele jednak łożą na ten cel znacznie mniej, niż mieszkańcy Szwecji, Hiszpanii, Norwegii czy nawet Finlandii (zob. tablicę 3). Musimy raz wreszcie skończyć z legendą o własnej bezsilności, przestać biadać i narzekać, a zacząć myśleć kategoriami wolnych ludzi i uświadomionych obywateli.Nie narzekajmy na każdym kroku, że jesteśmy za biedni. Weźmy raczej przykład z innych państw, nieraz biednych naprawdę, a nie zaniedbujących obrony swego morza. Polska jest krajem o wielkich zasobach duchowych i gospodarczych, ktĂłry posiada nieprzeliczone bogactwa naturalne i stać się może jak dawniej „spichlerzem Europyâ. Ma też wielu dobrych patriotĂłw, niestety nie zawsze wierzących we własne siły.Pora nareszcie uwierzyć, że jesteśmy silni i bogaci â w skarby, ktĂłre daje polska ziemia, ale i w wiedzę, kulturę, miłość ojczyzny i pracę twĂłrczą. Wystarczy chcieć to zrozumieć, a słabość i ubĂłstwo zaczną same ustępować, nastaną lepsze czasy. Rozbudowa marynarki wojennej będzie najlepszym znakiem rozwoju silnego państwa i rozkwitu pomyślności narodu opartego o władanie przynależną mu częścią morza.Pozostaje przyczyna trzecia â zaniedbanie i niezrozumienie. Tu trzeba uderzyć się w piersi. Chcieliśmy dziś zepchnąć ciężar budowy floty na rząd tak, jak w Polsce przedrozbiorowej spychano go na krĂłla. Tymczasem sprawa stworzenia marynarki wojennej nie jest w Polsce zagadnieniem wyłącznie militarnym, ale narodowym w najszerszym tego słowa znaczeniu. Jeśli chcemy żyć a nie wegetować w ciągłej obawie o swobodę naszej żeglugi i o nasze jutro, musimy wszyscy, jak jeden mąż, stanąć do apelu. I niech nas nie przestraszy ogrom wysiłku, bo czyż stworzenie wojska w czasach, gdy Polska jęczała w niewoli, i wywalczenie tym wojskiem wolności i niepodległości nie było rzeczą stokroć trudniejszą?... * Dla zabezpieczenia swobodnego dostępu do morza Polska bynajmniej nie potrzebuje floty silniejszej od swoich sąsiadĂłw, ale takiej, ktĂłra dawałaby dostateczną rękojmię nienaruszalności naszych praw na morzu i wolności drĂłg morskich. Potrzeba na to około stu milionĂłw złotych rocznie, co oznacza około trzech złotych na głowę mieszkańca, to jest cztery razy mniej niż w Szwecji, ponad dwa razy mniej niż w Grecji, i mniej więcej tyle samo co w Turcji lub Jugosławii. Czy jeszcze ośmielimy się powiedzieć, że jesteśmy za biedni? I czy kwota 1 zł 20 gr., ktĂłrą każdy z nas łoży na flotę â najmniejsza wśrĂłd państw z dostępem do morza â ma być ostatecznym wysiłkiem, poza ktĂłrym stać nas już tylko na szumne hasła i bezwartościowe obietnice?Staraniem Ligi Morskiej i Kolonialnej powstał Fundusz Obrony Morskiej (PKO 30680), na ktĂłrego czele stoją najpoważniejsze osobistości kraju: generał dywizji Kazimierz Sosnkowski, biskup morski ksiądz dr Okoniewski, b. minister Kwiatkowski, komandor inż. Czernicki, komandor porucznik Korytowski, b. Wicemarszałek Sejmu Dębski, b. wojewoda Bniński, prof. Sumiński. Pieniądze, łożone na Fundusz, są obracane wprost na rozbudowę Marynarki Wojennej bez żadnych potrąceń czy kosztĂłw administracyjnych.ZbiĂłrka ta ma charakter powszechny i stały, przy pomocy opodatkowania dobrowolnego i niskiego, ale obejmującego całe społeczeństwo. Im więcej dających, tym mniej dotkliwa jest ofiara i tym szybszy skutek. Toteż wszystkie warstwy społeczeństwa powinny we własnym interesie doń się przyczynić. W ten sposĂłb ani się nawet spostrzeżemy, a powstanie owa silna i sprawna flota, źrĂłdło potęgi kraju i dobrobytu narodu.Nie oznacza to bynajmniej, że budowa okrętĂłw miałaby być oparta wyłącznie na ofiarności społecznej. Marynarka wojenna to czas, cierpliwość i ciągłość, a zatem programowe kredyty muszą być uwzględniane w budżecie państwa rokrocznie. Sejm zaś, gdy tylko ofiarność społeczeństwa ukaże mu jego gotowość do realnego wysiłku na rzecz utrzymania i obrony morza, z pewnością podejmie odpowiednią uchwałę i stworzy ustawę o rozbudowie floty, bez ktĂłrej żadna marynarka wojenna nie jest w stanie się rozwijać.Jak zatem widać â może i musi powstać Polska Marynarka Wojenna o rozmiarach potrzebnych do utrzymania naszej suwerenności na morzu. I powstanie, jeśli takie będzie nasze życzenie, bowiem â jak uczy historia â w ofiarnej pracy dla dobra Ojczyzny nie ma rzeczy niemożliwych. Są tylko zbyt ciasne umysły, albo zbyt słabe charaktery.
Aż trudno uwierzyć, że powyższe - jakże celne! - zdania napisano ponad osiemdziesiąt lat temu. Inna jest dziś Polska, inna jest sytuacja polityczna i gospodarcza w Europie i na świecie, inne też niebezpieczeństwa nam zagrażają, ale znaczna część tego znakomitego tekstu brzmi dziwnie znajomo...Wczytajmy się przeto wszyscy w słowa inżyniera Ginsberta, napisane 80 lat temu, i sprĂłbujmy jako narĂłd wyciągnąć z nich jak najbardziej aktualne wnioski, zanim okaże się, że po raz kolejny obudziliśmy się z ręką w nocniku. |