Opowieść pana Jima Pokera sprzed lat dziwnie aktualnie brzmi, a Szanowne "Waaadze" RP wciąż nie przywiązują wagi do poważnej sprawy utrzymywania pod banderą sprawnej i stosownej floty. Co gorsza, różne głosy z bliska i daleka w tej sprawie brzmią, niczym głos wołającego na puszczy, a codzienność kraju to afery, zabójstwa, śledztwa, procesy i temu podobne bzdury. Cierpi na tym między innymi sprawa znalezienia "Orła", bo jest jak jest. Ja powiem Wam, że coraz bardziej zaczynam wierzyć w to, iż wrak Okrętu odnajdzie się przypadkiem. Może grupa entuzjastów odkryje go tak, jak to swego czasu zrobili Amerykanie z U-869. Niech tam - niech odnajdzie go i sam Posejdon z Lewiatanem do spółki, byle dowiedzieć się jeszcze, co się właściwie stało.
Nie podoba mi się sprawa z "Gawronem". W moim odczuciu to był pokaz rażącej niekompetencji; bardzo bliski jestem stwierdzenia, że to był taki nasz "Titanic" (przy zachowaniu wszelkich proporcji): i tam, i tu WSZYSTKO POSZŁO NIE TAK, a przecież, do jasnej morskiej "chaliery", technologia zastosowana przy "Gawronie" jest prosta, jak instrukcja do młotka! A ORP "Ślązak" to już jednak nie to...
W ogóle kraj daje ciała, nie potrafiąc budować u siebie znaczących jednostek wojennych. Nie tego oczekiwali panowie Kwiatkowski i inni; taki stan rzeczy jest de facto ciężką obrazą pamięci wszystkich tych, dla których obecność silnej polskiej floty wojennej na Bałtyku i innych morzach była rzeczą pierwszej wagi. Zbliża się stulecie morskiej Polski - i co?... A pfe, nieładnie, oj, nieładnie...