23 maja 1940 roku o godz. 11, z brytyjskiego portu wojennego Rosyth ORP "Orzeł" wyszedł w swój kolejny patrol na Morze Północne. Zgodnie z ustaleniami, okręt miał powrócić do portu 8 czerwca. Nie wrócił. Trzy dni później kierownictwo brytyjskiej Marynarki Wojennej uznało okręt za zaginiony. W targanej tragiczną okupacją Polsce nikt w to nie uwierzył. Po raz kolejny legenda zwyciężyła śmierć...
Europa po raz pierwszy usłyszała o "Orle" 18 października 1939 r., po jego brawurowej,ucieczce z portu w Talinie. Wówczas też na długo słuch o nim zaginął. Wreszcie się znalazł. Po prawie miesięcznym rejsie przez wąskie bałtyckie cieśniny kontrolowane przez Niemców, 14 października zawinął do portu Rosyth. Oczy ze zdumienia i uznania przecierali nawet,z natury dumni, Albiończycy.
Po remoncie - uznawany za jeden z najdzielniejszy z okrętów w swojej klasie na świecie - zasilił potencjał Królewskiej Marynarki. Kilka miesięcy z powodzeniem bronił wybrzeży Wielkiej Brytanii. W tym czasie storpedował m.in. niemiecki statek "Rio de Janeiro", który jak się później okazało,wchodził w skład floty inwazyjnej skierowanej przeciwko Norwegii. Półtora miesiąca później od tego głośnego wydarzenia, "Orzeł" wyruszył w swój kolejny rejs patrolowy,z którego miał już jednak niewrócić.
Zbudowano najmniej kilkanaście wersji okoliczności w jakich zaginął ORP "Orzeł".
Niektóre mogłyby stać się wspaniałym materiałem do nakręcenia całkiem dobrego filmu sciene fiction... Jak choćby ta, według której "Orzeł" miał się przedrzeć z powrotem na wody Bałtyku, by tam zadawać straty niemieckiej flocie. Nie mniej niesamowita jest wersja, którą wykorzystano w filmie o "Orle". Przypomnijmy, iż według niej, po bombardowaniu, załogę z uszkodzonego okrętu uratował jakiś szwedzki statek, natomiast kapitan Jan Grodziński, stojąc na mostku, zanurzył się w głębinach. Najprawdopodobniejsze są dwie wersje straty "Orła": 25 maja 1940 roku - mógł się natknąć na głębinową minę, lub 29. 05 - po ataku niemieckiego bombowca.
Jak się dowiedzieliśmy, polska marynarka, nie podejmowała jak dotąd żadnych ekspedycji poszukiwawczych okrętu-legendy. Szefujący działającemu przy Lidze Morskiej Bractwu Okrętów Podwodnych, kmdr Czesław Rudzki powiedział nam, że bardziej ostatecznym losem "Orła" interesowali się Szwedzi i Norwegowie. I właśnie ci drudzy w Morzu Północnym, choć przypadkiem, to jednak natrafili wreszcie na wrak okrętu. Jak ustaliliśmy, już prawie dwa lata temu. Z podwodnej penetracji zarejestrowany został film na kamerze wideo. Niestety, nieprofesjonalnej. Nieoficjalnie, jednak z wiarygodnych źródeł, ustaliliśmy że kaseta z - być może - bezcennym filmem została przekazana stronie polskiej na przełomie sierpnia i września ubiegłego roku. Najprawdopodobniej w tej chwili znajduje się w... spisie inwentaryzacyjnym gabinetu szefa Marynarki Wojennej, wiceadmirała Romualda Wagi. Dlaczego nie ujawniono dotąd, prawdopodobnego przecież, faktu odnalezienia "Orła" opinii publicznej? Komandor Wojciechowski z Muzeum Marynarki Wojennej zdradził nam, że kopia filmu nie jest najlepszej jakości. Ponadto powiedział, iż na filmie nie widać "iotnych szczegółów (jak np. numer taktyczny okrętu), pozwalających na jednoznaczną identyfikację wraku. - Jest wielce prawdopodobne, że norweskie "znalezisko", to nasz legendarny "Orzeł" - l powiedział komandor Rudzki. Dodajmy, że właśnie on, jak mało kto w Polsce, wie o podwodnych łodziach wszystko. Fakt przekazania filmu o tajemniczym wraku d-cy marynarki potwierdził nam rzecznik prasowy MW, Janusz Walczak. Powiedział też, iż wkrótce nasza marynarka wyśle na Morze Północne, na pozycje podane przez Norwegów, swoje statki hydrograficzne w celu ich dokładnego i profesjonalnego zlustrowania. Chcieliśmy obejrzeć "tajny" zarejestrowany przez Norwegów film. Niestety, okazało się, iż jest to niemożliwe. Przynajmniej na razie. Porucznik Walczak polecił nam napisanie podania w tej sprawie do wiceadmirała Wagi, co uczyniliśmy. Odpowiedź ma nadejść "drogą służbową". Nie pozostaje nam nic innego, jak czekać i żyć nadzieją, iż dowódca MW przychyli się do naszej prośby. Chyba okres, w którym po tajemnych kolaudacjach nasza kinematografia z oficerska kojarzona była z "pułkownikami", minął bezpowrotnie...