Jak "ORZEŁ" dołączył do floty brytyjskiej.- Relacja z tygodnika "Polska Walcząca - Żółnierz Polski na Obczyźnie" część 2
NIESPODZIEWANE INTERNOWANIE
Widząc, że przedstawiciele władz morskich Tallina wchodzą na pokład, oficerowie polscy czym prędzej zniszczyli szyfr i dokumenty tajne. Estończycy zaczęli wówczas rozbrajać łódź. Zabrali zamki armatnie, karabiny, większą część amunicji, 14 torped i wszystkie karty nawigacyjne [red: mapy].
W sobotę wieczór, dnia 17-go września, po ukończeniu reperacyj, komendant zwołał oficerów i zakomunikował im, że nie chce dopuścić do internowania ich. Estończycy w większej części opuścili statek, oświadczając, że chcą odpocząć w ciągu niedzieli, a w przyszły poniedziałek będą w dalszym ciągu wyładowywać torpedy. Tylko kilku marynarzy estońskich zostało na statku na straży.
Po uprzedzeniu załogi polskie w najgłębszej tajemnicy przygotowano wszystko, aby "Orzeł" mógł opuścić Tallin o północy. Na nieszczęście około północy przyszedł estoński oficer na inspekcję straży, która została na pokładzie i dookoła łodzi podwodnej. Trzeba było znowu cierpliwie czekać na odpowiednią chwilę do wykonania zamiaru.
UCIECZKA
Nagle, o drugiej nad ranem skrępowano błyskawicznie straż estońską, przecięto liny i linię telefoniczną łączącą straż z miastem, motory zaczęły pracować z najwyższą prędkością i w porcie pogrążonym w zupełnych ciemnościach poruszyła się łódź podwodna, szukając bez żadnych kart, swojej drogi. Przejeżdżając urwała występ jednego z doków i uszkodziła posąg. Niedługo wyjechała poza port, ale zawadziła o skałę, co ją zmusiło do cofania się, aby uwolnić się od przeszkody.
W międzyczasie zaalarmowano wszystkich: jeden ze statków estońskich zaczął strzelać do "Orła", kule karabina maszynowego odbijały się o pokład, ale nie zraniły nikogo. Bateria nabrzeżna jednej z wysp sąsiednich oświetliła swoim reflektorami "Orła" i oddała strzały. "Orzeł" zanurzył się i w ten sposób umknął prześladowcom. Został pod wodą do godziny 20-tej. Później napotkał kilka fińskich okrętów wojennych.
Wyjeżdżając "Orzeł" zabrał dwu nieszczęsnych marynarzy estońskich pełniących straż, którzy nie wiedzieli co się z nimi stanie. Zamierzeniem komendanta było wysadzić ich na terytorium estońskim, ale po podsłuchaniu emisji radiowej z Londynu, dowiedział się, że oskarżono załogę "Orła" o zabicie tych marynarzy. Wywnioskował, że zbliżenie się do Estonii mogłoby być niebezpieczne. Wobec tego wysadzono tych dwu Estończyków w małej łodzi na wyspie Goetland, na terytorium neutralnym, w pełni zdrowia, zupełnie wypoczętych po wszystkich wzruszeniach, zaopatrzonych w żywność, whisky o dostateczną ilość pieniędzy. Zabrali ze sobą także list skierowany do admirała estońskiego z przeproszeniem za tak nagły odjazd i uszkodzenia, jakich doznał posąg portowy.
NA BAŁTYKU
A, że "Orzeł" zachował pewna ilość pocisków - te właśnie, które miały dopiero w poniedziałek być wyładowane w Tallinie - więc przez 10 dni, bez kart, pozbawiony większej części instrumentów nawigacyjnych, przemierzał Bałtyk, szukając jakiegoś okrętu na cel dla torpedy. W ciągu dnia morze było opustoszałe. W ciągu nocy spostrzegał czasem światło reflektorów niemieckich okrętów wojennych.
Po bezowocnym poszukiwaniu jakieś zdobyczy "Orzeł" zdał sobię sprawę z tego, że w ciągu dnia patrole i samoloty, w ciągu nocy okręty wojenne strzegły Bałtyku. Położenie zaczynało być trudne. 6-go października zaczął się dawać we znaki brak słodkiej wody. Cała woda się ulotniła, a dla wyprodukowania nowego zapasu trzeba było jechać pełną parą, co zużywało dużo paliwa.
PRZEDARCIE SIĘ NA MORZE PÓŁNOCNE
W tych warunkach komendant zdecydował 7-go października przedostać się na Morze Północne. Oficer nawigacyjny zaczął rysować dwie mapy: jedną ogólną, drugą bardziej szczegółową. Dzisiaj, na pokładzie "Orła", po zejściu do wnętrza po drabince żelaznej, która prowadzi do malutkiego pokoiku pełnego rur i instrumentów wszelkiego gatunku, oglądam ze wzruszeniem te mapę, rozłożoną przede mną przez komendanta. Wykreślono ją na dużym arkuszu białego papieru, na którym zaznaczono ołówkiem albo atramentem wybrzeże Bałtyku, wybrzeże Danii, wyspy i cieśniny, a także Morze Północne. Na miejscu, w którym zazwyczaj podaje się skalę, według której określono kartę, czytam te słowa: "mapa wykreślona według naszej pamięci i naszych przypuszczeń". Przy każdej z grup małych wysepek bałtyckich widzę notatkę ołówkiem: "Uwaga, niebezpieczne wydmy, często złe wiatry". W cieśninach, których przejazd jest szczególnie niebezpieczny dla łodzi podwodnej, zaznaczono: "Cyfry dotyczące głębokości morza podane tutaj, ustalone zostały w metrach według doświadczeń osobistych i naszych przypuszczeń".
I z tymi szkicami map "Orzeł" pokonał wszystkie trudności, przemknął pomiędzy minami, przejechał przez zapory niemieckie. Przejeżdżając przez cieśniny w obrębie wód hitlerowskich wydawało się już, że jest stracony. Okręt wojenny nazistowski skierował nagle na niego swe reflektory. "Orzeł" zanurzył się i został przez 20 godzin pod wodą zanim podjął na nowo swoją podróż po omacku, nie mając żadnych dokładnych danych geograficznych. Kiedy wypłynął na Morze Północne, pogoda bardzo się pogorszyła i burze gwałtownie wstrząsały małym statkiem, ale mimo to "Orzeł" patrolował nadal i tylko brak paliwa i jedzenia zmusieł go do skierowania się ku Anglii.
U BOKU FLOTY WIELKIEJ BRYTANII
W połowie października "Orzeł" spotkał nareszcie brytyjski okręt wojenny, który odprowadził go do tego portu szkockiego, w którym po sześciu tygodniach podróży odnalazł "Wilka" - drugą polską łódź podwodną.
A teraz po odzyskaniu swych materiałów i swego uzbrojenia "Orzeł", którego wzruszająca mapa pójdzie, według oświadczenia generała Sikorskiego do muzeum armii i marynarki wojennej - na nowo wypłynął na morze, aby walczyć u boku floty Aliantów.
- "Mogę Was zapewnić - powiedział tym dzielnym marynarzom generał Sikorski, - że wspólnie z naszymi wielkimi Sprzymierzeńcami, zwyciężymy, i że wrócicie do kraju, aby na nowo pełnić straż na Bałtyku dla Polski silniejszej, niż kiedykolwiek".