Orzeł wypływał na patrole których większość prowadziła pod południowe wybrzeża Norwegii.Na piątym patrolu w godz.rannych zauważono z Orła dym na horyzącie.Po upewnieniu się,że,jest to jednostka niemiecka Rio de Janeiro,kpt.Grudziński zastopowanie maszyn dla odbycia kontroli statku.Ze strony Niemców nie było żadnej reakcji,wobec czego dowódca rozkazał odpalenie torped i zatopienie Rio de Janeiro.Niemiecka jednostka przewoziła oddziały wojsk które miały wsiąść udział w inwazji na Norwegję Orzeł storpedował również prawdopodobnie niemiecki trawler.23 maja 1940 Orzeł wyszedł na swój siódmy patrol,powrót planowano na 8 czerwca.W bazie okrętów podwodnych w Rosyth 8 czerwca na tablicy ukazującej sektory operowania okrętów II flotylli widniała nazwa ORP Orzeł.Jeszcze następnego dnia w nadziei,że okręt wróci z opóźnieniem,datę zmieniono na 9 czerwca.W kolejnym dniu nazwa polskiego okrętu już się nie ukazała.C.d.n.
Przez to, że okręt podwodny ma swej naturze działanie z ukrycia, tak trudno ustalić jego losy, gdy zaginie. Hipotez zawsze narodzi się kilka: od ataku okrętów i samolotów wroga, omyłkowe własnych sił, błąd załogi, wejście na pole minowe lub minę drufującą itp. Jeszcze trudniej zlokalizować miejsce zatopienia, zwłaszcza wtedy, gdy kapitan okrętu nie trzyma się ściśle wyznaczonej zadaniami trasy z jakiegoś powodu (np. pościgu za lub ucieczki przed wrogiem). Hipoteza, która mnie przyszła do głowy w sprawie zaginięcia "Orła", nie była dotąd brana pod uwagę. Ekspedycja poszukująca wraku "Orła" zbadała teren najrozleglejszych niemieckich pół minowych, które podejrzewano w sprawie zaginięć "Orła" i holenderskiego "O-13". Ja zwróciłem uwagę na fakt, że "Orzeł" bardzo szybko po wyruszeniu na patrol utracił kontakt z bazą, ostatni raz odezwał się 23 maja, gdy kierował się z Rosyth do ujścia Firth of Forth. W tamtym rejonie od listopada 1939 r. istniała postawiona przez niemiecki okręt podwodny U-21 Fritza Frauenheima zagroda minowa. Była ona mniejsza, niż te badane przez ekspedycję, ale przez to trudniejsza do wyeliminowania przez alianckie trałowce. Jeśli chodzi o to pole, to alianci zawiedli na całej linii, gdyż najpierw na jednej z min 21 XI 1939 r. ciężko uszkodzony został krążownik HMS "Belfast" o wyporności 11500 ton (uboat.net podaje pozycję 56.06N,02.55W), 21 XII 1939 r. zatonął na kolejnej okręt pomocniczy HMS "Bayonet"o wyporności 605 BRT w pozycji 56.05N,02.32W, a wreszcie 24 lutego 1940 r. brytyjski statek "Royal Archer" (2266 BRT) z konwoju FN-100 zatonął na kolejnej minie tej zagrody i znów pozycja dokładnie ta sama, gdzie miało miejsce uszkodzenie "Belfasta". Skoro tyle czasu nie usunięto min w tym miejscu, kilka z nich mogło nadal stanowić niebezpieczna pułapkę, także dla "Orła" trzy miesiące potem. Większość zakładała dotąd, że ORP "Orzeł" operował czynnie do 25 maja 1940 r., gdy prawdopodobnie już na M. Północnym zatopił go wrogi nalot. A jeśli nasz okręt miał fatalnego pecha i jako czwarta jednostka przepływał ten niebezpieczny akwen i też padł ofiarą miny U-21? Poszukując "Orła" warto byłoby kiedyś spenetrować rejon i tej starej zagrody minowej, z uwzględnieniem błędu, jaki mogli zrobić niemieccy nawigatorzy. Czekam, czy i kiedy ekipa poszukiwawcza z lata 2008 wznowi swą akcję i trzymam za nich kciuki. Moja hipoteza jest jedną z wielu możliwych, ale czekam, aż jedna z nich przyniesie poszukiwaczom "Orła" sukces. Rodziny i krewni załogi "Orła" też na niego czekają.
Przed ostatnim wyjściem "Orła" dodatkowo rzeczą na nim niepokojącą było przemęczenie załogi po sześciu partolach (zwłaszcza w piątym po swym sukcesie okręt zbierał niezłe cięgi - ścigany kilka dni i obrzucony około 110 bombami rzucanymi przez okręty i samoloty). Gdy załoga jest w takim stanie, łatwo o tragiczne błędy przy obsługiwaniu mechanizmów okrętowych, bo pojawia się tendencja do "ułatwiania" i skracania koniecznych procedur bezpieczeństwa. Kmdr Bolesław Romanowski opisał szczerze w swej książce "Torpeda w celu" aż cztery przypadki w toku swojej służby wojennej na okrętach podwodnych, gdy błędy załogi mogły się zakończyć tragicznie dla okrętów. Jeden na "Sokole" dotyczył zaniedbania właściwej procedury zamykania odwietrzników i okręt dotarł niemal na granicę wytrzymałości (320 stóp), nim odzyskano nad nim kontrolę. Innym razem na "Dziku" zbyt szybko rozpoczęto zanurzenie, jeszcze zanim przełączono napęd z silników Diesla na elektryczny- co wyssało sporo powietrza z wnętrza okrętu i skończyło się omdleniem części załogi. Gdyby trwało to dłużej, okręt mógłby z nieprzytomną załogą pójść na dno. Trzeci wypadek dotyczył niefrasobliwego obchodzenia się zmęczonej kampanią na M. Egejskim załogi "Dzika" z torpedą, która wystrzeliła i zniszczyła pokrywę apataru torpedowego, a potem uszkodzona krążąc przy "Dziku" omal go nie trafiła (na szczęście ten się zanurzył). Na "Wilku" też doszło do awarii (zwarcia instalacji) i samodzielnego "ryknięcia" alarmowego klaksonu, przez ten zaczął się zanurzać z otwartym włazem kiosku i załogą wachtową na zewnątrz. Tylko przytomność dowódcy zapobiegła katastrofie. Nie wiadomo, czy i na ile błąd ludzki ze strony któregoś z członków przemęczonej załogi "Orła" nie zaważył na jego losie. Na "Orle" chyba nie zdołano do końca naprawić szwankującego od czasów ucieczki z Tallina zbiornika szybkiego zanurzenia, co mogło w krytycznej sytuacji być niebezpieczne. Jestem zdania, że "Orzeł" po tych sześciu patrolach już powinien trafić do doku, a załoga na odpoczynek. Kpt. Grudziński wyszedł na jeszcze jeden patrol przed planowanym dłuższym odpoczynkiem dla siebie i załogi. Nie przypuszczał, ze wraz z załogą i okrętem znajdzie inny....
trudno nie przyznać racji i logiki rozumowania jednak dziwi fakt że po zaginięciu ORP Orzeł anglicy zwiększyli odstępy między sektorami, stawiałbym na to ze w archiwach brytyjskich jest wyjaśnienie
Ja się dziwię, że nie zrobili tego wcześniej - na długo przed zaginięciem "Orła" okret podwodny "Triton" zatopił omyłkowo bliźniaczego "Oxleya", a naszego "Wilka" podejrzewa się o staranowanie "O-13", bo mógł mieć trasę powrotną przebiegającą zbyt blisko sektora naszego okrętu
Być może decyzja o powiększeniu odległości pomiędzy sektorami wynikła także z powodu awantury o "O-13" jaka po powrocie "Wilka" do bazy miała miejsce na lądzie. Taranowanie nieznanej jednostki przez "Wilka" miało miejsce nocą 21 czerwca 1940 r. , a więc jeszcze nie tak długo po zaginięciu "Orła"
Raczej nie jest możliwe, by "Orzeł" patrolował tak długo z własnej inicjatywy, ponieważ dowódcy wyruszając na patrol przeważnie z góry wiedzieli, kiedy mają wracać. Było to z góry ustalone, bo wkrótce do tego samego sektora niedługo po poprzedniku zazwyczaj płynął zmiennik.
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby napisać komentarz.
Oceny
Ocena zawartości jest dostępna tylko dla zarejestrowanych użytkowników. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.
w 03 February 2009 18:27
w 04 February 2009 21:10
w 04 February 2009 21:24
w 04 February 2009 21:33
w 04 February 2009 21:43
w 14 February 2009 16:23
w 16 February 2009 20:46