Kto?... Ano ci tam od pewnego wydawnictwa na południu. Nie pamiętam, jak ono się nazywa, ale firma jest do a) solidnego przewietrzenia, albo b) zamknięcia w diabły, niech faceci wreszcie przestaną zaśmiecać rynek swymi produktami wątpliwej jakości. Wyjaśniam: chodzi o kwestie techniczne. Tzw. "personel" owego wydawnictwa (zapewne dyplomowany że ho-ho) pojęcia zielonego nie ma o poprawnej pisowni szeregu nazw okrętów i nazwisk związanych z nimi oficerów i członków załóg, ani też o redagowaniu tekstów. Nagła cholera chce mnie wziąć przy lekturze jednego tylko rozdziału pewnej wydanej tam książki o działaniach krążowniczych Kriegsmarine w latach 1939-42 - tego o niemieckich Haeskach z II wś. Horror, plama i popelina! Znakomicie skądinąd napisana księga jest ciągnięta na dno przez bardzo niechlujne i dyletanckie przygotowanie. Ludziska, mamy dziś XXI wiek, patrzy na nas cały świat i pora wreszcie przestać chwalić się niedouczonością, a zabrać się do solidnej pracy. Nie znacie mnie od tej strony, ale bywam bardzo surowym recenzentem i potrafię solidnie zmyć głowę, jeśli jest za co.
...i nie tylko oni. Personel odpowiedzialny za polską edycję "Rejsu wyklętych" (na m/s "St. Louis") to też niedouki en bloc. Moi "kochani" - nikt na tym świecie nie "zarzuca" kotwicy "na reję", a Flushing to HOLENDERSKIE (a nie duńskie) Vlissingen.
Ów "Rejs wyklętych" - to całkiem wporzo książka dwóch autorów z USA, opowiadająca dzieje śławnej wyprawy 16.000-tonowego motorowca spod flagi HAPAGu z Hamburga do Hawany i (de facto) prawie z powrotem. Niby nic, a była to sprawa życia lub śmierci dla prawie tysiąca ludzi!! Było to w maju i czerwcu sławnego roku 1939, a po ciemnej stronie całej historii stanęły niestety władze (m. in.) Stanów Zjednoczonych wraz z ich ówczesnym Prezydentem. O kubańskich dzikusach nie wspomnę, bo na samą myśl o nich Kałasznikow mi się w piwnicy sam odbezpiecza...
Stary Wraq-u niewątpliwie masz rację ,rozum nie zawsze idzie w parze z poziomem wykształcenia ,nie ma co się zrażać takie czasy nastały i trudno to zrozumieć.
Taak... niewątpliwie MAM swoją część racji, a największe niedouki to tzw. "decydenci" i różne "tuzy" z wierchuszki, którzy niejednokrotnie nie potrafią dziobu od rufy odróżnić, ale decydują o całkiem poważnych sprawach. Z drugiej strony nasze kochane państwo zbyt wiele uwagi poświęca tytułom i papierkom, a zbyt mało zwraca jej na rzetelne umiejętności. W sprawie ORŁA generalnie zasypano gruszki w popiele, pozwolono sojusznikowi nabrać wody w usta, pochowano do sejfów dokumenty i czekano nie wiem, na co. Odnalezienie wraku ORŁA pozostawiono de facto ludziom z zewnątrz, a przecież to jest sprawa MW RP i to jej dowództwo należy "ciągnąć za ew. konsekwencje". Głupie tłumaczenie o braku środków to w tym akurat przypadku przykrywka dla zwykłego zaniechania, bo komuś gdzieś "u góry" jest wygodnie. Koniec z tym - od teraz PRZESTANIE BYĆ WYGODNIE!