Całe szczęście że pan Burnett zginął wraz z okrętem - bo niechybnie zostałby rozstrzelany za głupotę właśnie. Podobnie głupia była historia francuskiego niszczyciela "Maille-Breze", który sam się storpedował, ale postępowanie pana Burnetta chwały mu na pewno nie przynosi. I szkoda sześciuset pięćdziesięciu chłopa. Dowódca niszczyciela też, nawiasem, zginął na swoim okręcie (torpeda walnęła z tyłu w pomost, czy coś takiego, i wybuchła!) - i też na szczęście, bo też poszedłby niechybnie pod ścianę.