Dzieje naszych okrętów podwodnych w czasie kampanii wrześniowej w Polsce są już na ogół dość dobrze znane dzięki publikacjom książkowym, bądź też artykułom drukowanym w Morzu, Przeglądzie Morskim i innych czasopismach. Jednakowoż, dzięki pracy historyka szwajcarskiego, Hansa R. Bachmanna, możemy przedstawić Czytelnikom dalsze interesujące szczegóły z przebiegu działań w 1939 roku, ponieważ publicysta szwajcarski korzystał z materiałów nie tylko polskich, lecz także ze źródeł niemieckich. Artykuł H. R. Bachmanna ukazał się w duńskim czasopiśmie Tidskrift for Sovaesen pod tytułem: "Polskie okręty podwodne i ich wpływ na prowadzenie niemieckich działań morskich na Bałtyku podczas kampanii wrześniowej 1939 roku".
Jest rzeczą ogólnie znaną, że komunikaty niemieckiego naczelnego dowództwa sił zbrojnych przynosiły we wrześniu 1939 stale kłamliwe wieści o niszczeniu polskich okrętów podwodnych. Z pracy szwajcarskiego autora dowiadujemy się m. in. skąd się owe przechwałki brały.
Za pierwszy rzeczywisty sukces uznało niemieckie Kierownictwo Wojny Morskiej atak okrętu podwodnego "U-14". Patrolując wieczorem 3 IX w odległości ok. 50 Mm na północ od Rozewia zauważył on o godz. 20.22 polski okręt podwodny. Dowódca "U-14" postanowił przeprowadzić atak na powierzchni, toteż zmniejszył dystans do ok. 1000 metrów, po czym odpalił torpedę. "U-14" skręcił ostro na lewą burtę; po upływie półtorej minuty Niemcy usłyszeli wybuch i ujrzeli wysoki słup wody. "U-14" zanurzył się na krótki czas, a po wyjściu na powierzchnię nie dostrzegł już nic poza wielką plamą oleju dieslowego rozlanego na wodzie. "U-14" zameldował o zniszczeniu polskiej jednostki.
Nazajutrz komunikat naczelnego dowództwa niemieckich sił zbrojnych doniósł o zatopieniu polskiego okrętu podwodnego. "Zatopionym" przez "U-14" okrętem był "Sęp". Torpeda niemiecka, zaopatrzona w zapalnik magnetyczny, wybuchła przedwcześnie. Zjawisko to było przyczyną wielu niepowodzeń niemieckich ataków torpedowych (zwłaszcza podczas kampanii norweskiej 1940). Na "Sępie" nie widziano U-Boota i gdy o 20.40 usłyszano wybuch i zaobserwowano słup wody, pomyślano o jakimś nie zauważonym okręcie nawodnym. "Sęp" natychmiast się zanurzył, a po upływie 15-20 minut usłyszano nad okrętem szumy śrub.
W dniu 4.IX niemiecki komunikat wojenny przyniósł wiadomość o zniszczeniu jeszcze jednego polskiego okrętu podwodnego. Ten zatopiony rzekomo okręt podwodny "Ryś" doznał tylko szeregu uszkodzeń; wszedł on w tym czasie do portu wojennego Hel w celu naprawy, przede wszystkim, aby uszczelnić przecieki w balastach i zbiornikach paliwa. Wyciekająca ropa zdradzała bez przerwy lotnikom jego położenie. [...] W dniu 7.IX okręt ponownie wyszedł na morze.
Zażarcie polowano także na "Wilka", który usiłował zaatakować niszczyciel niemiecki, lecz wkrótce sam stał się obiektem ataku trałowców "M 4" i "M 7". Prześladowany okręt zszedł na głębokość ok. 50 m i położył się na dno, gdzie przebył 2 godziny. "Wilk" stracił w rzeczywistości trochę ropy, a oba trałowce zameldowały o swoim "niekwestionowanym sukcesie".
Po tych wydarzeniach Kierownictwo Wojny Morskiej w Berlinie stwierdzało w przeglądzie sytuacji 6.IX:
Spośród pozostałych jeszcze 1 września na Bałtyku polskich sił morskich uległy zatopieniu na pewno: "Wicher" (przez lotnictwo), "Gryf" (przez lotnictwo), 2 okręty podwodne. Zatopiono prawdopodobnie 2 dalsze okręty podwodne.
W rzeczywistości w akcji było jeszcze wszystkich 5 polskich okrętów podwodnych.
Po domniemanym "zniszczeniu" polskiego okrętu podwodnego w dniu 3.IX o 50 Mm na północ od Rozewia Niemcy - w celu lepszego dozorowania Zatoki Gdańskiej - skierowali do tego samego sektora w następnych dniach inny U-Boot. I wieczorem 7.IX znów nadszedł meldunek o zatopieniu polskiego okrętu podwodnego. "U-22" znajdujący się na pozycji 55 st. 36' N, 18 st. 54 E dostrzegł o 23.05 z odległości 600 m polski okręt podwodny, który - jak się zdawało - leżał w dryfie. O 23.09 "U-22" wystrzelił torpedę. Odległość wynosiła tylko 200 m. Torpeda trafiła polski okręt dokładnie za kioskiem, nastąpił gwałtowny wybuch, podniósł się taki słup wody, że niemieccy marynarze na pomoście doszczętnie przemokli. Gdy po pewnym czasie "U-22" znalazł się na miejscu, gdzie przebywał polski okręt, nie mógł już nic dostrzec poza odrobiną ropy na powierzchni wody. "U-22" zameldował o zniszczeniu polskiej jednostki, a po stronie niemieckiej uwierzono, że problem polskich okrętów podwodnych został już rozwiązany. W rzeczywistości owo "trafienie" było znów jedynie przedwczesnym wybuchem torpedy. [...] "Żbik" zanurzył się natychmiast, nic więc dziwnego, że "U-22" nie mógł go później zobaczyć.
Powszechnie znane są również przygody "Wilka", który przedzierając się do Wielkiej Brytanii, spotkał na krótko przed północą 14/15 września w kanale Flintrinne dwa niemieckie okręty wojenne. Oto co stwierdza w tej sprawie H R Bachmann:
Niszczyciel "Richard Beitzen" i stary torpedowiec "T 107" były okrętami, z którymi "Wilk" minął się we Flintrinne. Wyszły one 12.IX ze Świnoujścia w celu zwalczania żeglugi w Kattegacie i akurat wracały z zadania. Widziały one we Flintrinne okręt podwodny z wygaszonymi światłami "nieznanej narodowości". A że okręty minęły się szybko "Richard Beitzen" nie podjął wymiany sygnałów rozpoznawczych i nie usiłował stwierdzić przynależności okrętu. Niszczyciel nie próbował także utrzymać kontaktu z okrętem podwodnym, ponieważ na wąskim torze wodnym nie mógł zawrócić, jedna maszyna miała defekt i była nieczynna. Dowódca "Richarda Beitzena" był przekonany - na podstawie obserwacji poczynionych za dnia - że jest to szwedzki okręt podwodny.
Wiadomości o internowaniu w Szwecji "Sępa" i "Rysia" oraz o zatrzymaniu w Tallinnie "Orła" i jego późniejszej stamtąd ucieczce...
...były dla niemieckiego Kierownictwa Wojny Morskiej bardzo złą niespodzianką, panowało bowiem przekonanie że 3 okręty podwodne zostały "na pewno zatopione", a 2 - "prawdopodobnie zatopione".
Potem nadeszła jeszcze wieść o przybyciu do Szwecji "Żbika".
"Orzeł" stanowił nadal groźbę dla Niemców; spodziewano się, że może się on zjawić w Zatoce Gdańskiej. Poszukiwania zaostrzono także w pobliżu południowych wybrzeży Szwecji i Sundu. Aby uniemożliwić przedarcie się "Orła" ściągnięto w ten rejon 2 flotyllę kutrów torpedowych, dając jej rozkaz "niszczenia nieprzyjacielskich okrętów podwodnych gdziekolwiek by one nie były". Rozkaz ten później sformułowano dokładniej: "Nieprzyjacielskie okręty podwodne należy niszczyć wszelkimi środkami wszędzie - także na neutralnych wodach Danii i Szwecji".
"Orzeł" stwarzał niemieckiemu dowództwu długo nieprzemijające kłopoty. Gdy 1.X niemiecki trałowiec wpadł na minę postawioną przez "Żbika" i zatonął, przypisywano ten fakt początkowo torpedom "Orła". "M 3" i "M 8" wykonały kilka ataków z użyciem bomb głębinowych [...]
W dniu 10.X otrzymano w Berlinie nie potwierdzoną jeszcze wiadomość z gazety londyńskiej, że "Orłowi" udało się opuścić Bałtyk i dotrzeć do brytyjskiego portu. Była to kolejna przykra niespodzianka [...]
Wiadomość tę potraktowano jednak jako całkowicie prawdopodobną, natomiast...
...informacja ogłoszona 10 X w Paryżu przez Polską Agencję Telegraficzną o przedarciu się na zachód "Wilka" była przez dowództwo niemieckie uznana za niewiarygodną. Niemcy nie mieli najmniejszej wątpliwości, że "Wilk" był zniszczony 7.IX przez U-22.
"Orła" poszukiwano jednak nadal.
Wzmocniono zagrody minowe i sieciowe w Sundzie, Wielkim i Małym Bełcie, w cieśninie Gedser. Kilkakrotnie w październiku ogłaszano alarmy, np. 18.X przez "Hippera" w Zatoce Gdańskiej, 23 i 24.X w Zatoce Kilońskiej, 24.X w rejonie Piławy, 26.X w zachodniej części Bałtyku na płn. od Fehmarn - jednocześnie w dwóch punktach itd. [...] "Orzeł" był w tym czasie już w Wielkiej Brytanii.
Polska bandera wojenna nie powiewała już nad Bałtykiem, lecz nad Morzem Północnym, gdzie Polska Marynarka Wojenna u boku Royal Navy walczyła nadal o wolność i honor Polski. Że polskie okręty podwodne osiągnęły sukcesy moralne świadczą przytoczone tutaj fakty -
tymi słowami kończy publicysta szwajcarski swą pracę o polskich okrętach podwodnych.
Szwajcar zdziwiłby się zapewne na wieść, że prócz trałowca "M-85" (640 t.), miny naszych okrętów podwodnych "Żbik" i "Wilk" zatopiły jeszcze niemiecki trawler (327 BRT) i kuter (13 BRT) - zob. nr "MSiO" z kwietnia 2008 (s.30) - artykuł A.S. Bartelskiego i R. M. Kaczmarka.
Fakt, że każdy z naszych okrętów odniósł w kampanii bałtyckiej jakieś uszkodzenia, świadczy o ogromnej przewadze Niemców w okrętach nawodnych i samolotach ścigających je. Może do Anglii dotarłyby jeszcze niektóre z naszych okrętów podwodnych, gdyby od początku kampanii dysponowały podsłuchem - mogłyby wtedy unikać lepiej ataków wroga i uszkodzeń.
Gdyby Kłocz nie zwalczał tak zdecydowanie hydrofonów, podsłuchy byłyby na każdym z naszych OP.
Wówczas:
-więcej Niemców macerowałoby się w falach Bałtyku
-Nie byłoby internowań w Szwecji, a w Rosyth siedziałby sobie i ostro pracował cały Dywizjon OP...
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby napisać komentarz.
Oceny
Ocena zawartości jest dostępna tylko dla zarejestrowanych użytkowników. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się by zagłosować.
w 10 February 2009 10:20
w 26 February 2009 23:43