Niedawno czytałem w książce B. Wołoszańskiego pt. "Honor żołnierza", że on sam uważa proces "Kłocza" za parodię sprawiedliwości. To jego osobiste zdanie, a każdy kto ma wgląd w prezentowane na naszej stronie dokumenty procesowe - może sobie wyrobić na ten temat własne.
Uważam, że przy okazji procesu wyszło na jaw, że także Dowództwo Floty odpowiada po części za internowanie "Orła". Gdy otrzymało wiadomość z okrętu, że komandor Kłoczkowski jest chory, w dowództwie nie było nikogo stać na wydanie rozkazów w sposób zdecydowany. Każdy może sam sprawdzić w dokumentach. Określenie "zastępca obejmie okręt" nie określało KIEDY kpt. Jan Grudziński ma objąć komendę i zabrakło jednego słowa - NATYCHMIAST. Na ten radykalizm decyzyjny nie było kogoś na Helu stać i na okręcie zrozumiano to tak, że kpt. Grudziński obejmie dowództwo dopiero wtedy, kiedy komandor Kłoczkowski sam zrezygnuje albo zejdzie z okrętu. Pozostawianie takich decyzji w ręku osoby chorej - która mogła mieć z tego powodu niewłaściwy osąd sytuacyjny - moim zdaniem było poważnym błędem na Helu, zresztą nie ostatnim.
W proponowanych wariantach udzielenia pomocy dowódcy należało zaniechać propozycji wchodzenia do portu neutralnego, pozostając przy wyokrętowaniu go na inną napotkaną jednostkę albo na łódź w pobliżu jednego z portów. Przy tych dwu ostatnich wariantach "Orzeł" mógł szybko zniknąć z rejonu, gdzie to by się odbyło, zwłaszcza, że dysponował niezłą prędkością nawodną.
W sytuacji dominacji niemieckiej floty i lotnictwa na Bałtyku we wrześniu 1939 r. sprawą życia i śmierci stawało się zachowanie w tajemnicy ruchów i pozycji "Orła". Do portu neutralnego powinna wchodzić tylko jednostka tak uszkodzona, że nie mogła już kontynuować działań - tak jak było potem z "Sępem", "Rysiem" czy "Żbikiem". "Orzeł" do 14 września zachował zdolność bojową i wejście do portu neutralnego pozbawiało go "czapki-niewidki" - wieści o wpłynięciu do Tallina rozeszły się błyskawicznie i Niemcy też oczywiście dowiedzieli się natychmiast.
A czemu okręt nie powinien wpływać do Tallina? Nawet gdyby Estończycy nie zamierzali internować polskiego okrętu, to każdy dowódca na miejscu "Kłocza" powinien liczyć się z tym, że w porcie może znajdować się statek strony przeciwnej - i niestety faktycznie był. Tuż po zacumowaniu "Orła" w porcie mógł zaraz wypłynąć i "uziemić" Polaków na 24 godziny, bo tak stanowiło prawo. Doba to sporo, aby ściągnąć na skraj estońskich wód terytorialnych szybkie niemieckie torpedowce, a nikt z Polaków nie mógł zakładać, że są wystarczająco daleko.
Pamiętając, jak statki angielskie blokowały wyjście pancernika "Admiral Graf Spee" z Montevideo po bitwie w rejonie La Platy w grudniu 1939 r., należało się liczyć z tym, że w ciągu tej doby do portu wpłyną inne niemieckie statki, albo ten sam. Wypływając po kolei mogły "uziemić" na dłużej nasz okręt legalnymi zupełnie metodami, a gdyby Polacy chcieli je złamać - i tak naraziliby się na internowanie. W sumie - wyszłoby na to samo, do czego ostatecznie doszło.
Kmdr. Bolesław Romanowski w "Torpedzie w celu" twierdził nawet, że Niemcy swym statkiem nie musieli nawet wypływać w morze, bo "Orzeł" i tak musiał czekać, aż port opuści jako pierwsza jednostka wolniejsza strony przeciwnej.
Tu się chyba mylił, bo wówczas naprawdę nie opłacałoby się wpływać do żadnego portu neutralnego, skoro statek samym długim postojem - mógł okręt podwodny na dobre wyeliminować z działań bojowych. To by się mogło wówczas stać nie tylko w Tallinie - ale i w portach Szwecji.
Nawet gdyby komandor Romanowski mylił się w interpretacji przepisów prawa międzynarodowego, i tak dwie pierwsze ewentualności ( zdradzenie miejsca pobytu okrętu i możliwa blokada) powinny każdego rozsądnego dowódcę zniechęcić od korzystania z portu neutralnego. To można było przewidzieć, gdyby się trochę zastanowić. Złe założenia przedwojenne polskiego dowództwa, że okręty podwodne będą mogły korzystać z portów neutralnych bez groźby internowania - nie są tu rzeczą najważniejszą, bo i tak dowódca okrętu mógł zrezygnować z wpływania do Tallina, skoro decyzja ostateczna spoczywała w jego rękach. Tak faktycznie by było, gdyby kpt. Grudziński przejął komendę na zdecydowany rozkaz z Helu. "Orzeł" uniknąłby na pewno nieprzyjemności internowania, bo młodsi oficerowie okrętu woleli wyokrętować dowódcę w inny sposób.
Myślę, że i na Helu Dowództwo Floty powinno wysłać do okrętów rozkaz, by z portów neutralnych korzystać tylko w sytuacji wyczerpania możliwości bojowych jednostek i niebezpieczeństwa życia załóg - gdyby stan okrętu po walkach był już marny. Zdolności przewidywania i tam, niestety, brakowało.
Edytowany przez ted dnia 01-03-2010 06:53