...głębiny Morza Północnego - oczywiście wtedy, gdy któraś ekspedycja poszukiwawcza odnajdzie wreszcie wrak ORŁA.
Nasza "legenda" ostatniej wojny od samego początku wydaje się być daleką od ideału:
- dla tych lub innych przyczyn ówczesne dowództwo PMW zdecydowało (od samego początku błędnie) o zakupie dla floty jednostek wprawdzie bardzo nowoczesnych, lecz zbyt skomplikowanych i ewidentnie za dużych, jak na obszar, w którym przyszłoby im działać;
- pomiędzy wcieleniem tych jednostek do służby a wybuchem wojny upłynął czas zbyt krótki, by odpowiednio przygotować i wyszkolić ich załogi (okręt podwodny nie staje się bynajmniej doskonałym narzędziem walki następnego dnia po podniesieniu na nim bandery);
- wspomniane dowództwo PMW dolało oliwy do ognia, wyznaczając na dowódcę ORŁA zupełnie nieodpowiedniego oficera (efekt był taki, że pan komandor K. nie starał się po prostu scalić w jedno swoich ludzi i to i owo w tej załodze nie "grało" od początku i przez cały czas);
- nie popisało się też 'zamiejscowe' dowództwo PMW, dzieląc w pewnym momencie (w listopadzie 1939 roku?) załogę okrętu na wyróżnionych i niewyróżnionych (słynna sprawa odznaczeń po przerwaniu się okrętu do Anglii), o mały włos prowokując bunt.
W pierwszej części swojej służby wojennej "Orzeł" pokazał wprawdzie pazur iście orli, wyrywając się z pułapki, zastawionej na niego de facto przez nieodpowiedzialnego dowódcę i uchodząc w pięknym stylu z obszaru, na którym nie mógł dłużej pozostać, do sojuszniczego kraju.
Od strony technicznej bałtyckie przygody na pewno pozostawiły na okręcie swoje piętno (uszkodzenia tu i tam). Skądinąd wiadomo (opowiada o tym np. kmdr Romanowski w "Torpedzie"), że wystarczało zgoła niewiele, aby dany okręt nie powrócił z patrolu z przyczyny bynajmniej nie bojowej - zawieść mogło byle co.
Dlatego nie powinniśmy być zanadto zdziwieni, jeśli któraś z planowanych, kolejnych ekspedycji natrafi pewnego dnia na wrak ORŁA leżący gdzieś na dnie Morza Północnego i nie noszący na sobie śladu zatopienia środkami bojowymi przeciwnika, a utracony wskutek np. nieszczęścia.
Dlaczego Cię tak gnębi możliwość zatonięcia w trakcie wypadku? nie byłby to jedyny taki przypadek w historii, a zatonięcie od trafienia własną torpedą nie jest bardziej powalające?
Z jednej strony daje mi do myślenia brak odzewu radiostacji okrętu na kierowane do niego radiogramy. Z drugiej strony - ta historia z wrakiem opisanym w liście "nafciarza". Z trzeciej strony - trochę - to moja własna przekora [dobrze by było, żeby nie potwierdziły się te "ich" dwie jakoby niepodważalne przyczyny utraty okrętu!].
W innym miejscu zjechałem dość brutalnie tzw. "rewelacyjną" książkę pana dra B. Obok oczywistych nielogiczności i błędów językowych niektóre z poruszonych w niej tematów nie były warte znalezienia się w Małej Flocie bez mitów.
Znacznie większy byłby pożytek z tej książki, gdyby jej autor zamiast np. męczyć po raz n-ty pana byłego komandora K., przyjrzał się uważniej temu, co jest pochowane po archiwach na temat możliwych przyczyn utraty ORŁA.
Co do pana komandora Romanowskiego - to jego "Torpeda w celu" jest dużo bardziej pamiętnikiem wojennym, niż jakimś wielce poważnym źródłem historycznym i jako taka jest znakomita (podobnie jest z filmem o ORLE).
Nawet, gdyby okazało się, że ORP ORZEŁ padł ofiarą wypadku/nieszczęścia, to i tak będzie miał swoje miejsce w historii PMW, bo który okręt podwodny w takim stylu uciekł z pułapki?
Denerwuje mnie tylko chowanie głowy w piasek i zajmowanie się przez odpowiednie siły i ich agendy tematami zastępczymi zamiast zbadania sprawy naprawdę podstawowej...
Co do archiwum - szukałem w Internecie stronki Instytutu Wł. Sikorskiego i takowej nie ma. Wiem o osobach, które mogą pomóc, tylko po co gościowi tym i owym obdarzonemu przez mamę-naturę pomoc? Marzy mi się po prostu dostęp do tzw. papierów, oczywiście w rozsądnych granicach [pitavala jak pan doktor nie napiszę]. Resztę wyczytam z nich już sam.
...siedząc tu, gdzie siedzę - nie mam zbyt szerokiego dostępu do tych wszystkich papierów chociażby w Instytucie Sikorskiego, co nie przeszkadza mi na przykład zwyczajnie nie znosić pana byłego komandora K. i uważać go za nieszczęście dla tego okrętu, którego dowódcą go zrobiono.
Co do odległości legendy od ideału - to przekornie obstaję przy swoim. Sowieckie pancerniki typu Gangut z Bałtyku, na które ORŁY miały polować, można było pozałatwiać odmownie na kilka innych sposobów [mniejszymi okrętami podwodnymi, ścigaczami, własnym pancernikiem...].
ORŁY były na Bałtyk za duże; trzeba było budować więcej mniejszych jednostek. I chyba trzeba było znacznie wcześniej zacząć całą zabawę z budową floty, ale to już inna kwestia.